piątek, 19 lutego 2016

00 Rosemary

00 Rosemary

"Patrzeć, jak śnisz
i śnić o tym, że patrzysz
w każdą noc, gdy ustają wichry
naszych zmęczonych powiek"
/O. 

  Mieliście czasem wrażenie, że jesteście skazani na siebie i wszystko jest przeciwko wam? Ludzie szepczą za plecami, rodzina patrzy z litością, a znajomi udają współczucie, chociaż tak  naprawdę  nie obchodzi ich wasz los? W końcu mają własne życie i inne problemy na głowie, więc po co pomagać komuś, kto powinien sam dać sobie radę. Otaczający nas świat jest okrutny i rzuca młodych ludzi w przepaść, nie tłumacząc, jak latać. Niektórzy nie dają sobie z tym rady, upadają, nie potrafiąc się podnieść, a wtedy wszyscy wytykają ich palcami. Nazywają ich żałosnymi, beznadziejnymi głupcami. Co może zrobić w takiej sytuacji wzgardzony człowiek? Zamyka się w sobie, nie chcąc wpuścić absolutnie nikogo. W końcu sami powinniśmy walczyć o nasze życie.
  Jest wiele osób, pokrzywdzonych przez świat, ale czytając tą historię poznacie tylko garstkę z nich. Kobietę, nie radzącą sobie z długami zaciągniętymi przez rodziców, ukrywającą swoją sytuację przed przyjaciółmi. Chłopca, który nigdy nie został obdarzony miłością i musiał sam nauczyć się odróżnić dobro od zła. Rozpuszczoną panienkę, nie mającą kontroli nad swoim życiem. Mężczyznę, kierującego się własnym, popsutym systemem wartości. Dziewczynę wykluczoną z rodziny i skazaną na samotność. Młodzieńca, który nie mógł się pogodzić ze śmiercią najbliższych. Damę, o zbyt dużym ego. Jak losy, tych różnych od siebie, a jednocześnie bardzo podobnych osób, splatają się ze sobą? Uczucia sprawią, że bohaterowie zdadzą sobie sprawę z istnienia różnego rodzaju czasów. Tych dobrych, przynoszących szczęście i tych gorszych, które zostawiają na ustach grymas nienawiści i zamrażają serce.

***
-Zwolnić ich wszystkich!- krzyk Rosemary Koontz odbił się echem po wielkiej rezydencji. 
  Draco Malfoy uśmiechnął się ironicznie, odkładając filiżankę herbaty, przygotowanej przez zaniepokojoną gosposię. Nie spodziewał się, że czarownica z ostatniego rodu czystej krwi w Walii może okazać się tak zaborczą  i złośliwą osobą. W końcu jej rodzina znana była z nieskazitelnej reputacji. Żadnych mordów na mugolach, dziwnych fascynacji, czy czarnej magii. Po tych wszystkich opiniach na temat Koontz'ów spodziewał się samych dobrych, życzliwych ludzie, a Rosemary, delikatnie mówiąc, zawiodła jego oczekiwania. Przypomniał sobie minę Notta, gdy po raz pierwszy wrócił ze spotkania ze swoją narzeczoną. Był dość zamyślony i sprawiał wrażenie zaskoczonego, ale nie okazywał ani zadowolenia, ani zawodu. Właściwie mało mówił, co wzbudziło zainteresowanie Malfoy'a. W końcu jego przyjaciela trudno zadziwić.
 Gosposię Koontz'ów najwidoczniej zaalarmowały dziwne uśmieszki młodego mężczyzny, bo nerwowo poprawiła fartuch i wstała.
-Panienka Rosemary zwykle się tak nie zachowuje - powiedziała starsza pani, rzucając zdenerwowane spojrzenie na wielkie kręte schody, prowadzące na pierwsze piętro posiadłości. -Proszę wybaczyć tą chwilową niesubordynację.
 Draco już miał jakoś kąśliwie skomentować tą wypowiedź, kiedy drzwi wejściowe  otworzyły się, a do środka weszła szczupła młoda kobieta o rudych włosach i zielonych oczach. Pasowałaby do rodziny Weasley'ów, gdyby nie jej dumna prosta postawa, chłodne spojrzenie i drogie ciuchy. Szmaragdowa suknia idealnie podkreślała jej figurę, a obcasy dodawały brakujących centymetrów. Gdy dziewczyna dostrzegła gościa dygnęła, niczym dama z XVIII wiecznej powieści.
-Miło mi pana poznać -rzekła, lekko schylając głowę. -Jestem Gwendolyn Koontz.
  Malfoy zlustrował ją spojrzeniem. Na pewno była bardziej kulturalna od swojej siostry. Delikatnie ujął jej dłoń i przyłożył do niej usta. Dobrze wiedział, że nie musiał się przedstawiać. Jego nazwisko nawet po wojnie budziło respekt i szacunek wśród czarodziejskiej arystokracji. Jednak dobre maniery tego wymagały, więc podał swoje imię rudowłosej dziewczynie.
-Kiedy twoja siostra zaszczyci nas swoją obecnością? -spytał, odsuwając krzesło dla nowo przybyłej czarownicy. 
-Zapewne, kiedy uzna to za stosowne i opanuje swoją złość na naszą matkę -odparła Gwendolyn przepraszającym tonem. -Z rana miały małą... sprzeczkę, ale niedługo jej przejdzie.
 Jak na potwierdzenie tych słów najstarsza córka Koontz'ów pojawiła się na schodach. Jej wyraz twarzy zdradzał rozdrażnienie, lecz mimo to nadal olśniewała swoją urodą. Miała na sobie czarną marynarkę i ołówkową spódnicę ze srebrnym spodem, która ostatnio była bardzo modna zarówno w czarodziejskim świecie, jak i u mugoli. Włosy spięła tak, że kilka kosmyków opadało jej na policzki, a na szyi lśnił łańcuszek z białego złota z zawieszką w kształcie półksiężyca. 
 Rosemary przesunęła ręką w stronę swoich brązowych włosów, zaczesując niesforne loki, które nie chciały utrzymać się w złotej klamrze. Gdy spojrzała na mężczyznę, siedzącego przy stole jej usta wykrzywiły się w złośliwy grymas. Nie musiała go wcześniej widzieć, by wiedzieć, że to Malfoy. W młodości przeglądała księgi z wszystkimi znanymi rodzinami czystej krwi. W końcu jej matka nie dawała jej spokoju z genealogią. Dziewczyna szybko pokonała drogę, jaka dzieliła ją od salonu i usiadła obok Draco, nawet się nie witając. 
-Nie spodziewałam się wizyty najbardziej zarozumiałego śmierciożercy.
 Malfoy nawet nie zauważył bezczelności w zachowaniu Rosemary. Był zbyt zajęty jednym nurtującym go pytaniem. Dlaczego do cholery córka jednej z najbogatszych i najstarszych rodzin czystej krwi wygląda tak samo jak Hermiona Granger?!